Cookies

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Belgia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Belgia. Pokaż wszystkie posty

22 maj 2018

Placek z rabarbarem i kruszonką. Jedno magiczne popołudnie w Belgii


Sezon rabarbarowy w pełni, wiec pora na placek z rabarbarem. Co prawda jeszcze nie zakończyłam fazy pieczenia z ciastem francuskim i kilka przepisów czeka na opublikowanie. I pewnie za kilka dni się doczeka, a dzisiaj mała odskocznia i przepis na ciasto z kruszonką i rabarbarem. Można zrobić je z kwaśnym mlekiem i jogurtem, można zamiast tego użyć maślanki, ciasto jest pyszne. Taki zwykły domowy placek smaczny na codzień do książki i herbatki. To, co tygrysy lubią najbardziej ;-)
Z kawałkiem placka na talerzu zapraszam Cię na jedno magiczne popołudnie. Zastanawiałam się nad opublikowaniem tym zdjęć na blogu, ponieważ są dla mnie dość osobiste. Pojawia się pytanie, o czym pisać i gdzie leży ta moja granica prywatności.
I jak zwykle życie samo to zweryfikowało. Jak wiesz, za kilka dni wchodzi RODO i i już wtedy wiadomo, ochrona danych osobowych, nie wolno publikować zdjęć osób bez ich wyraźnej zgody. Będą ostrzeżenia, kary, baty. I dzisiaj jest moja ostatnia szansa, żeby zabrać Was na spotkanie z Fernandem, do jego przytulnej kuchni, żeby wypić szklaneczkę piwa domowej roboty i wygodnie się rozgościć. Na jedno magiczne popołudnie. I chociaż za piwem nie przepadam, smaku piwa u Fernanda nigdy nie zapomnę. Lekko gazujące, orzeźwiajace, słodkawe. Smakuje właściwie jak lemoniada, a nie gorzkie piwo Bitburger, które króluje w Eifel. I być może, że właśnie to walonskie piwo ma takie magiczne działanie, ale zacznijmy od początku.


W jednej z podróży po Walonii spontanicznie odwiedzamy Fernanda, blisko 90-letniego staruszka, który pamięta wojnę z Niemcami. Wojnę, która tak bardzo poróżniła te sąsiadujące narody. Do tego stopnia, że boję się odzywać po niemiecku, a mój francuski nie nadaje się do dłuższej konwersacji. Uśmiecham się i czekam na tłumaczenie. Fernand opowiada o swojej żonie, po śmierci której nie związał się już z inną kobietą. Pokazuje zdjęcia dzieci, które czasami go odwiedzają, rzadko, zbyt rzadko. Opowiada o pracy w lesie, sposobach warzenia piwa, zdrowiu, nie takim jak dawniej. Przygladamy się jak przyrządza swój codzienny posiłek trompe( trabę). Kawałki bułki zalane gorącym mlekiem z dodatkiem żółtego, pachnącego masła. I chociaż dokładnie tłumaczą mi semiotykę trąby, już nic z tego wywodu nie pamiętam. Może trąba ma jakiś związek z bagietką?
Silne słońce zalewa dawniejszą kuchnie, bibeloty, stare meble. Kontrast między mrokiem panującym wewnątrz i tym agresywnym światłem nie pozwala mi zapanować nad aparatem i zrobić ciekawe zdjęcia. Nie mam w sobie nic z reportera, nie chcę też urazić Fernanda zbytnim wścibstwem. Rozglądam się dyskretnie i zamyślam.
Nagle słyszę, że Fernand o co pyta. Chce wiedzieć, jak długo zostanę.
Trois jours( trzy dni).
Trois jours et trois nuits. Trzy dni i trzy noce- dodaje Fernand i uśmiecha się pod nosem. Trois jours et trois nuits.




Placek z rabarbarem i kruszonką :


Składniki:

120 g cukru( najlepiej drobnego)
60 g masła
1 paczuszka cukru wanilinowego
3 jajka
100 ml jogurtu naturalnego
150 g kwaśnego mleka
(Zamiast jogurtu i kwaśnego mleka można użyć maślanki)
270 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku
0,5 łyżeczki sody
500 g rabarbaru

Na kruszonkę:

100 g mąki pszennej
50 g cukru
1 paczuszka cukru wanilinowego
75 g zimnego masła

Wykonanie:
1. Wszystkie składniki na ciasto ucierane powinny mieć jednakową temperaturę( temperaturę pokojową).
2. Mąkę, proszek do pieczenia i sodę przesiać przez sitko i przetrzeć ewentualne grudki.
3. Masło, cukier i cukier wanilinowy utrzeć na puch. Pojedynczo dodawać jajka i ciągle ucierać.
4. Mąkę, jogurt i kwaśne mleko na przemian dodawać do ciasta, już nie ucierać, tylko delikatnie zamieszać, do połączenia składników.
5. Piekarnik nagrzać do temperatury 170 stopni. Prostokątną blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia. Ciasto przełożyć do foremki.
5. Rabarbar oczyścić, pokroić na kawałki i rozłożyć na cieście.
6. Kruszonka:
Mąkę, cukier, cukier wanilionowy i masło szybko zagnieść. Następnie rozdrabniać w dłoniach i sypać po rabarbarze i cieście. W temperaturze 170 stopni piec 45-50 minut na złoty kolor.
Po upieczeniu ciasto można posypać cukrem pudrem, polać lukrem. Najlepiej smakuje z bitą śmietaną. Smacznego,
Edyta

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com



http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com





http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com

http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com


http://dolcevitainmykitchen.blogspot.com



12 maj 2018

Owoce w cieście francuskim


Najprostszy deser na świecie: owoce w cieście francuskim. Bez owijania, nakrywania, długiego czekania. Przepis jest genialny w swojej prostocie. Rozwijamy rulonik, nakładamy połówki jabłek i gruszek, wycinamy dowolny kształt, najlepiej obrys owoca i gotowe.
W ostatnim poście podałam przepis na tartę z gruszka i serem rogueford: tutaj. Do jej zrobienia użyjemy tylko kawałka ciasta francuskiego. A co zrobić z resztą? Podam Wam kilka ciekawych pomysłów.
Jednym z nich są owoce w cieście francuskim, zrobiłam też ślimaczki, rogaliki i... marchewki. Przepisy podam w przyszłym tygodniu.
Dzisiaj wykorzystałam gruszki z kompotu i zimowe jabłka, które bardzo pasują do ciasta francuskiego. Wycinamy z ciasta kształt owocu, można posłużyć się przygotowanym szablonem, ale uwierzcie, wcale nie jest potrzebny. Najłatwiej jest położyć połówkę jabłka lub gruszki i nożykiem lub żeby było ładniej radełkiem, które robi falisty brzeżek, obrysowujemy kształt owoca. Dodatkowo wykrajam 2 listki u góry. Jeśli chcemy zrobić patyczek, pamietajmy, żeby był trochę grubszy lub podczas pieczenia zasłońmy go folią aluminiową. Cienkie części szybciej się pieką i robią brązowe. Informacja niby wszystkim wiadoma, ale można o tym zapomnieć ;-)


Owoce nacinamy, żeby szybciej się upiekły. Posypujemy brązowym cukrem i cynamonem. Można dać odrobinkę masełka. To tak dla zapachu, ale nie jest to konieczne. Idzie lato, pamiętamy o figurze do bikini. Kto nie musi, może przeczytać tekst poniżej:
Jak zrobić owoce w ciescie francuskim w wersji de luxe? Wydrążamy gniazdo nasienne i w to miejsce wkładamy kulkę...marcepanu.
Można też zmieszać orzechy, rodzynki lub jak ktoś lubi wiśnie nasączone w jakimś alkoholu. Upieczone owoce polać czekoladą lub miodem. Posypać cukrem pudrem. Udekorować bitą śmietaną. Podawać z lodami lub syropem klonowym.
Ciekawe co Wam najbardziej posmakuje?



Owoce w cieście francuskim:


Składniki:

gotowe ciasto francuskie( wykorzystuję połowę)
1 gruszka( 2 połówki)
1 jabłko( 2 połówki)
brązowy cukier
cynamon
ewentualnie gałązki rozmarynu

Wykonanie:
1. Ciasto wyjmujemy z lodówki i zostawiamy na 10 minut, żeby przyjęło temperaturę pokojową. Następnie rozwijamy, wyrównujemy, nie trzeba go wałkować.
2. Owoce z kompotu lub świeże kroimy na pół, usuwamy gniazdo nasienne, skórkę zostawiamy. Kładziemy na ciasto francuskie i nożykiem lub radełkiem( z falistym brzegiem) obrysowujemy owoc. U góry wycinamy dwa listki.
3. Owoce nacinamy, żeby szybciej się upiekły, posypujemy brązowym cukrem i szczyptą cynamonu. Można posmarować masełkiem lub włożyć odrobinę pomiędzy nacięte plasterki, dodać swieże gałązki rozmarynu.
4. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Pieczemy około 20 minut. Jeśli ktoś chęć, może teraz posypać owoce cukrem pudrem i wsunąć jeszcze na dwie minutki do piekarnika, żeby cukier się skaramelizował. Najlepiej się to udaje, gdy piekarnik ma funcję grilla.
Gotowe, życzę Wam pięknego weekendu, małych i dużych podróży i samych smacznych posiłków na drodze.
Edyta









7 paź 2017

Francuska tarta z żółtą cukinią w plasterkach

Francuska tarta z żółtą cukinią w plasterkach.
Durbuy- najmniejsze miasteczko w Belgii

Przepis na francuską tartę z żółtą cukinią w plasterkach z pewnością się Wam spodoba. Kruche ciasto pachnące masełkiem, chrupiące plasterki cukini, a wszystko zalane sosem śmietanowo-jajecznym i pięknie zapieczone w piekarniku. Przepis pochodzi z kuchni francuskiej, więc dodatkowo zapraszam na wycieczkę. Nie do Francji, ale do pobliskiej Walonii. Dla nowych czytelników parę osobistych faktów. Oczywiście na blogu najważniejsze są dobre przepisy, zdjęcia i smaczne jedzenie. Chcę jednak wytłumaczyć, dlaczego ciagle piszę o Niemczech, albo o Eifel. I co to jest ta Eifel.
Z wykształcenia jestem germanistką i los rzucił mnie do Eifel już w trakcie studiów, a później kazał wrócić tutaj na dłużej. A gdzie leży kraina geograficzna Eifel? Przy zachodniej granicy Niemiec, a dokładnie na terenie trzech państw: Niemiec, Belgii i Luksemburga. Wiecie, to trochę tak jak Karkonosze, nasze i czeskie. Większe miasto w Eifel to Trier ( czytaj Tri:r po niemiecku, bez samogloski e), lub Trewier po Polsku. Jeśli nie słyszałeś o Triewierze, to może mówi ci coś miasto Bitburg, albo Bitburger Bier, czyli piwo z Bitburga. To właśnie o tych regionach mówimy.
Eifel nazywana jest Syberią Pruską, bo przez wiele lat panowała tutaj dotkliwa bieda i głód, ludzie żyli z rolnictwa, a nieurodzajna ziemia, nieciekawy klimat, opady, niska temperatura prowadziły do słabych plonów. Jałospis był bardzo prosty: karofle, kapusta, jabłka i jagody. Mięso jadano rzadko i raczej jako dodatek. Nie było tu żadnych bogactw mineralnych ani znaczącego przemysłu i ludzie uciekali stąd do innych części Niemiec. Jeśli chcecie poczytać o Eifel po niemiecku, zapraszam na mojego drugiego bloga http://mein-dolcevita.de
Do dzisiaj w Eifel bardzo ważne są obyczaje ludowe, a także gwara, którą mówią nawet młodzi ludzie. I nawet jeśli wydaje się nam, że znamy j.niemiecki, można zwatpić w to, słysząc Platt, czyli dialekt, który różni się od wioski do wioski. Ciekawostka, rozumiejąc Platt nie zginiecie w Luksemburgu, bo luksemburski brzmi podobnie jak Platt w Eifel.
A jak już się na patrzycie na traktory, krówki, wiatraki i zapragniecie rozrywek, zapraszam na wycieczkę do pobliskiej Begii. Opuszczamy Eifel i jedziemy dalej, do Walonii, w Ardeny.

Durbuy to najmniejsze miasteczko w Belgii, a nawet na świecie. La plus petite ville du monde. Durbuy rzeczywiście jest malutkie. Jedna główna ulica, rynek i parę kretych uliczek brukowanych kocimi łbami. Jest jednak tak piękne, że można spotkać tutaj turystów z całego świata. Większość z nich to francuskojęzyczni emerytyci, którzy bez pośpiechu spacerują po wąskich uliczkach. Nie sposób jest się tutaj zgubić, mimo to ciągle ktoś pyta nas o drogę. Gdy odpowiadam po niemiecku, widzę lekkie zmieszanie na twarzach, więc szybko dodaję: Je suis polonais. I twarze rozjaśniają się i zadają kolejne pytania. Kiedy przyjechaliście, jak długo zostajecie, czy pogoda bedzie dobra. Rozstajemy się prawie zaprzyjaźnieni. Ofensywa ardeńska to bolesny rozdział historii o którym trudno zapomnieć.


Po miasteczku chodzę z głowa zadartą do góry podziwiając typowe domy kryte łupkiem i porośnięte bluszczem. Wreszcie potykam się na kocich łbach i zastanawiam dlaczego brukowane uliczki są takie brzuchate. Mój przewodnik po Walonii tłumaczy, że pochodzą z czasów, kiedy bogate damy w długich sukniach chadzały środkiem, żeby się nie pobrudzić, a rynsztoki biegły trochę niżej, po obu brzegach. Oczami wyobraźni widzę wyfiokowane damy i prawie słyszę gwar głosów. Świat z Pachnidła P. Süßkinda( Das Parfüm), choć to nie Paryż.


Na miasteczkiem króluje skała ,, Roche à la Falize" i przyciąga wszystkie spojrzenie. Jej szpiczasty kształt przypomina mi ołtarz w kościele. Kamienny ołtarz natury. Zamieram w zachwycie i kontempluję. Dla tego pieknego widoku warto jest odwiedzić Durbuy.
Nagle na szczycie skały coś się porusza. To łakomy kormoran czai się z góry na tłuste karasie w stawie. Oj zjadłoby się taką złotą rybkę, prawda? Do samego zmroku kręcą się tutaj turyści. ,, Nie da rady prawda? - szepczę do niego. Nie da rady, wiem. “
Rozbawieni idziemy dalej. Durbuy jest jak miasteczko z książki z obrazkami. Tyle jest tutaj atrakcji, które mamy na liście do zobaczenia.

Książęcy zamek rodu Ursel.

Przepiękny zamek z wieżyczkami, który znajduje się w prywatnym posiadaniu, kościoł, browar, fabryka marmolady, spichlerz oraz park ,, Jardin Topiaire". Park mieści się na 10.000 m² i posiada 250 figur wyciętych z bukszpana, dzieło życia Alberta Navez. Serce, kaczki, łabędzie, Pamela Anderson, skaczące konie z jockeyami na grzbiecie, żółw, wiewiórki, paw, filiżanki, konewki, niedźwiedź, syrenka, kot przestraszony przez zgraję psów, Manneken Pis( Siusiający chłopiec znany z Brukseli) i 4 metrowy słoń- to tylko niektóre z figur, które zachwycają odwiedzających. Do parku kupujemy bilety wstepu i może się zdarzyć, że będzie zamknięty. Podaję godziny otwarcia:
od 9 lutego do 15 marca: codziennie od 10 rano do 17ej
od 16 marca do 27 października: codziennie od 10 rano do 18ej
od 28 października do 30 listopada: codziennie od 10 rano do 17ej
od 1 grudnia do 5 stycznia: w weekendy i ferie szkolne od 10 rano do 16ej.
 Najlepiej jest jednak upewnić się przed wycieczką, czy godziny są aktualne, tutaj.

Do atrakcji turystycznych należy jeszcze labirynt w kukurydzy w pobliskim Barvaux, spływ kajakiem lub kanu po rzece Ourthe.
Powoli robię się głodna i już wiem, że na wszystko nie starczy dzisiaj czasu. Bardzo chcę spróbować poleconej nam tarty  z Durbuy, niestety nie znajduję jej na karcie, lub może pomyliliśmy restaurację, jest ich tutaj tak dużo. Dla smakoszy polecam małe ręcznie robione pralinki, grube, chrupiące belgijskie frytki, gofry, smaczne sery, świeży cidre z regionalnych jabłek, miejscowe konfitury, pasztety, ardeńską szynkę lub dziczyznę. Jeśli lubicie piwo, jest tutaj około 1000 gatunków do spróbowania: z małych prywatnych warzelni lub najbardziej znanych klasztorów w Belgii: Orval, Rochefort lub Chimay.


Wypijamy jeszcze mocne espresso i powoli trzeba się zbierać. A jeśli zgłodniałeś na spacerze po Durbuy, zapraszam na francuską tartę z żółtą cukinią w plasterkach. Oczywiście, możesz wziąć też zieloną, ważne jest żeby była młoda, chrupiąca i nie za duża, wtedy plasterki są ładniejsze. Ciekawostka: w Eifel jada się tylko młode cukinie, takie jakie znamy w Polsce są przerośnięte i już niejadalne. Dzisiejszy przepis dość prosty i bardzo smaczny. Zapraszam.



Francuska tarta z żółtą cukinią w plasterkach:

Składniki:

Kruche ciasto:


250 g mąki
125 g masła
1 jajko
szczypta soli
3 łyżki bardzo zimnej wody( najlepiej wstawić szklankę na chwilkę do zamrażarki)

Nadzienie:

2 młode cukinie, żółte
200 ml słodkiej śmietany
3 jajka
pieprz, sól, gałka muszkatołowa
* trochę utartego żółtego sera w/g upodobania
olej do smażenia

Wykonanie:
1. Mąkę, masło, jajko, sól i zimna wodę szybko zagnieść na kruche ciasto i wstawić do lodówki na dobrą godzinę( lub dłużej).
2. Cukinie umyć i pociąć w cienkie plasterki. Krótko podsmażyć na patelni z odrobiną oleju, zdjąć z ognia i odstawić do ostygnięcia.
3. Ciasto wyjąć z lodówki, rozwałkować na prostokąt. Foremkę do pieczenia wyłożyć papierem, a piekarnik nagrzać do temperatury 180 stopni. Ciasto przełożyć na foremkę i uformować brzeżek.
4. Plasterki cukinii ułożyć na kształt dachówki na cieście.
5. Jajka, śmietanę, sól, pieprz i gałkę muszkatałową wymieszać w wysokim kubku, ja zawsze biorę do tego kubek z miarka, ma dziubek i poźniej fajnie się z niego wylewa.
Masę polać po cukinii, jeśli chcecie można całość posypać tartym serem.
6. Tartę zapiec w piekarniku w temperaturze 180 stopni około 45 minut, aż masa jajeczna się zetnie, a kruche ciasto, zarumieni. Bon Appétit!

Zapraszam na spacer po Durbuy :-)
Edyta





Smaczna tarta na kruchym spodzie.

Wąskie uliczki w Durbuy, Belgia. Edyta Guhl











,, Jardin Topiaire"








Niebieskie okno w Durbuy. 







Durbuy- drewniane drzwi.