Cookies

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą o mnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą o mnie. Pokaż wszystkie posty

25 sie 2016

Torciki szachownice i spacer po Księstwie Luksemburg


Torcik szachownica. Edyta Guhl.


Biszkopt jest zdecydowanie najnudniejszym ciastem jakie znam i dlatego piekę go do dość rzadko. Pamiętam, że już jako dziecko nie przepadałam za biszkoptem i zawsze, gdy mama mówiła, że upiecze ciasto, to najpierw razem z siostrą pytałyśmy: a jakie? I na odpowiedź np: jabłecznik, zgodnie krzyczałyśmy: ale tylko nie na biszkopcie. Nie wiem dlaczego takie cukrojady nie lubią biszkoptu...może brakuje mi w nim masełka, może jest za lekki, za puszysty? Oczywiście poczęstowana słodkim, rzadko kiedy odmówię, a biszkopt w serniku nawet mi smakuje, ale w cukierni zamówię inne ciasto. I dzisiaj postanowiłam troszkę podrasować ten zwykły, poczciwy biszkopt, aby mógł wyjść na salony i nie przynieść wstydu. Zapraszam na eleganckie torciki szachownice, które możemy podać na każdym przyjęciu i zawsze jednakowo wzbudzają podziw. Biszkopt nasączony likierem amaretto, przełożony budyniowym kremem, polany ciemną czekoladą. Sam przepis nie jest trudny, wymaga jednak spokojnej reki i dużo czasu. Jest to jednak bardzo przyjemna i odprężająca zabawa. Zapraszam :-)

Torciki szachownice:


Składniki:


Biszkopt:

4 jaja
200 g cukru
2 łyżki wody
75 g mąki
75 g mąki ziemniaczanej
łyżeczka proszku do pieczenia

Wykonanie:
1. Pieczemy dwa biszkopty. Najpierw biszkopt jasny: jaja rozmieszać z wodą, dodać cukier i utrzeć na pianę. Obie mąki i proszek przesiać i dodac ostrożnie do jaj, wymieszać. Okragłą formę wylożyć papierem do pieczenia. Upiec około 25 minut w temperaturze 175 stopni.

Ciemny biszkopt pieczemy podobnie, jedynie zastępujemy 10 g mąki ziemniaczanej 10 g kakao.

Krem:

2 opakowania budyniu
3 szklanki mleka
200 g masła o temperaturze pokojowej
0, 5 szklanki cukru pudru
1 cukier wanilinowy

Wykonanie:
1. Gotujemy gęsty budyń z 3 szklanek mleka i 2 opakowań budyniu. Ostawiamy, żeby dobrze ostygł. Można nakryć folią spożywczą, żeby nie zrobił się kożuch.
2. Masło o temperaturze pokojowej utrzeć na pianę, dodać cukier puder i wanilinowy dalej ucierając. Teraz dodawać budyń po łyżce i dalej ucierać.

Krem z budyniem jest chyba jednym z najprostszych i bardzo smacznych kremów.

Dodatkowo:
Do nasączenia:
2 łyżki likieru migdałowego Amaretto.
polewa czekoladowa:
200 g czekolady gorzkiej 75 %
70 g masła
Czekoladę roztopić i odstawić na minutę. Masło utrzeć. Czekoladę dodać do masła. Gotowej polewy użyjemy do polania naszych torcików szachownic.



Przygotowanie:

1. Do zrobienia torcików szachownicy weźmiemy dwa biszkopty: jasny i ciemny z dodatkiem kakao. Możecie upiec biszkopty wedlug Waszego sprawdzonego przepisu, kupić lub skorzystać z mojego przepisu.
2. Biszkopty przekrajamy na pół i mamy teraz 2 jasne blaty i dwa ciemne. Do wykrojenia kółek potrzebujemy metalowych foremek lub szklanek. Stawiamy szklankę na cieście i wykrajamy kółka( taką samą ilość kołek jasnych i ciemnych. Na jasnym kołku stawiamy okrągłą metalową foremkę i wycinamy kółko i w jego środku wycinamy kolejne kółko. Nie miałam malutkiej okrągłej foremki dlatego użyłam rombu( widzicie na zdjęciach). Podobnie postępujemy z ciemnym biszkoptem. Teraz wystarczy poskładać kółka w nastepujący sposob: jasne-ciemne-jasne ciasto, lub ciemne-jasne-ciemne.
Najpierw powstał projekt:
Najpierw powstal projekt :-)


3. Ciasto smarujemy kremem, trzy kółka kładziemy na siebie, nasączamy likierem. Pozostaje jeszcze przygotować kuwerturę do polania.

Bardzo przyjemna zabawa...


Biszkopty ukladam na przemian.  Edyta Guhl.


http://dolcevitainmykitchen.blogspot.de

Dla ozdoby torciki posypuje brazowym cukrem.

Gotowe torciki szachownice. Smacznego :-)

Takie eleganckie torciki wymagają specjalnej oprawy. Zapraszam na spacer po Ksiestwie Luksemburg, dzisiaj bedzie to malutkie miasteczko w sercu Ardennów- Clerf po niemiecku, Clervaux po francusku.


Zamek w Clervaux. Ksiestwo Luksemburg. Edyta Guhl.

Wystawa w mojej ulubionej kawiarni-cukierni. Tutaj do kawy dostaniemy malutkiego ptysia gratis :-)

Clerf-  miasteczko w sercu Ardennów. Edyta Guhl.


Zamek w Clervaux.

Senne, spokojne miasteczko...

Opactwo benedyktyńskie w Clervaux. Edyta Guhl.
Właśnie zobaczyłam jaki długi jest już ten post, a chciałabym Wam pokazać dużo wiecej zdjęć z Clervaux, dlatego dzisiaj zakończę , a następnym razem opowiem Wam o zamku, klasztorze, śladach wojny i o niezależnych Luksemburczykach 
Mir wëlle bleiwe wat mir sinn.
Nous voulons rester ce que nous sommes.
Chcemy zostac, kim jestesmy( w domysle: nie Niemcami, nie Francuzami, tylko...Luksemburczykami :-)
Edyta

17 lip 2016

Workshop fotograficzny w Karlsruhe relacja






Witajcie,
jestem padnięta, ponieważ wróciłam z workshopu fotograficznego u Katji z Fräulein K. sagt ja i Mary z Life is Full of Goodies, a jazda samochodem w taki upał jest naprawdę męcząca. Wyjazd zaplanowałam perfekcyjnie. Jazda pociagiem do Kolonii, dwie godziny, przesiadka, chwila na kubek kawy i już podjeżdża pociąg do Karlsruhe i całe trzy godziny można czytać, wyglądać przez okno i relaksować się. W dodatku bilet w ofercie kosztuje tylko 29 euro. 

Po ciągłych jazdach do Polski i różnych przygodach z autem, taka podróż pociągiem wydaje mi się prawdziwym luksusem. Nie trzeba stać w korkach, uważać na zjazdy, martwić się o parking, a przede wszystkim w pociągu zawsze można z kimś pogadać. Niestety zaczęło się od tego, że nie dostałam urlopu na piątek, bo wszyscy akurat mają wolne i musiałam pracować do 12ej. W takiej sytuacji przepadła okazja kupna taniego biletu i najszybszą opcją okazał się samochód. 

Piątkowe popołudnie na autostradzie jest prawdziwym koszmarem, duży ruch, korki i upał. Na początku jeszcze zachwycałam się potężnymi, sosnowymi lasami, potem winnicami, aż zaczęły się dziwne, stożkowate góry poprzecinane tunelami. Przy czwartym tunelu pod rząd chciało mi się krzyczeć. Nie wiedziałam, że na odcinku Pirmasens- Karlsruhe jest tyle tego typu atrakcji. Przekroczenie Renu i wjazd do miasta okazał się dla mnie- prowincjonalnego kierowcy z Eifel sporym wyzwaniem. Światła, zjazdy, korki i objazdy. Jakimś cudem dotarłam do hotelu, a właściwie hoteliku. Ciekawa jest architektura w tym regionie. Stare jednorodzinne domki z dużymi drewnianymi bramami, za którymi kryje się podwórko. 
Na poddaszu jednego z takich domków byl mój pokój z łazienką. Malutki, ale szczęście bardzo nowocześnie urządzony. I przy okazji wyjaśniło się co znaczy zdanie z opisu hotelu: parking przy domu. Parken am Haus.To nie znaczy, że hotel posiada miejsca parkingowe. Nie, nie. Nie posiada. Natomiast można parkować na ulicach przylegających do domu. Ot taka ciekawostka. Z walizką, plecakiem fotograficznym, statywem, koszykiem, torebką i ciuchami na wieszakach dotarłam na drugie piętro bez windy. Wieczór zakończyłam tabletką na migrenę, poszłam jeszcze na piechotę, żeby zobaczyć gdzie jest studio na jutrzejszy workshop, bo nie lubię się spóźniać, pstryknęłam kilka domków w okolicy i już nie miałam siły na nic więcej. W małym parku młoda matka skarżyła się koleżance, że dziecko nie mówi na nią mama, tylko Bożena. Swojskie akcenty :-)
I tyle na temat wieczornych rozrywek w dużym mieście.



Workshop fotograficzny w Karlsruhe.



Cupcakes w dwóch różnych wydaniach. Wyglądały niepozornie, ale po spróbowaniu...Niebo w gębie, jak mówi moja pewna znajoma. Mara obiecała, że już wkrótce pojawią się na blogu. Moje dłonie długo jeszcze pachniały ..wanilią? Światło dzienne.



 Podciągamy krzywe tak, aby spodobał się nam kolor zdjęcia.




Następnego ranka udałam się na workshop u Katji i Mary. Przepiękne studio, marzenie każdego fotografa, zachwycające dekoracje, a także cała masa gadżetów ślubnych, ponieważ Katja fotografuje na weselach, prowadzi także shop online i jeśli planujecie w przyszłości ślub, możecie zaopatrzyć się u niej w potrzebne dekoracje. Mara, która jest adwokatem i pisze food blog okazała się nieziemsko piękna. Zadziwiające jak osoba wypiekająca takie cuda, potrafi zachować nienaganna sylwetkę. Mara w grudniu 2015 roku wyszła za mąż i przepiekną relację ze ślubu w stylu lat 20 znajdziecie na jej blogu. Na temat charyzmatycznej Mary, bo inaczej nie można jej nazwać, mogłabym napisać cały post, ale najlepiej sami zajrzyjcie na jej stronę, gdzie znajdziecie mnóstwo przepysznych przepisów, relacje z podróży, a także piękne zdjęcia.

W miłej atmosferze, przy smacznej kawie, sałatkach i najsmaczniejszych cupcakes jakiekolwiek w życiu jadłam: jabłkowo-cynamonowych skoncentrowaliśmy się najpierw na teorii, a nastepnie na kilku stanowiskach ćwiczyliśmy przy świetle dziennym, a także przy lampach. Dokładne opisy umieszczę pod zdjęciami. 
Spotkanie w Karlsruhe bylo przyjemną wymianą z innymi bloggerami, trzy osoby przyjechały ze Szwajcarii, poznałam przemiłą Bettinę, która studiowała dziennikarstwo i komunikację, jej praca polega na fotografowaniu osób rzadowych, oraz oficjalnych wizyt.
 Rozmawialiśmy nie tylko o fotografii, a także o plusach i minusach pracy na własny rachunek, o przyszłości bloggerów, o planowaniu ślubów. Bardzo zdopingowała mnie wypowiedź koleżanki z dziedziny beauty, która pisze dwa posty dziennie, aby pozostać na bieżąco. Nie będę Wam opowiadać jak wymęczona czułam się po powrocie z Karlsruhe, natomiast na stronie Mary pojawił się ...nowy wpis. Oczywiście, nie z workshopu, to byłoby fizycznie niemożliwe, bo sama obróbka zdjęć trwa dobra chwilę, a jeszcze dochodzi tekst. 

Mara i Katja obrabiają zdjecia w lightroom i nie używają photoshopu. Jest to dobre rozwiązanie, jeśli nie macie dużo retuszu, a chcecie jedynie troche podkręcić zdjęcie, przyciemnić lub rozjaśnić. Dużym plusem lightroomu jest równoczesna obróbka większej ilości zdjęć. Katja humorystycznie porównała obrabianie zdjęcia w ligtroomie do człowieczka z plecakiem. Wszystkie zmiany które robimy, pakujemy do plecaka, na końcu ściskamy mocno w całość. W photoshopie wszystkie zmiany zapisujemy pod nową nazwą. W zależności do jakich celów potrzebujemy naszych zdjęć, możemy świadomie zrezygnować z photoshopu i być może tak kiedyś zrobię. Ciekawa jestem Waszego zdania, lightroom, czy photoshop?

Około godziny 17 przy lampce prosecco zakończyliśmy nasz pracowity dzień i najnormalniej w świecie spędziłabym dzisiejszy dzień na kanapie, gdyby nie utkwiło mi w głowie zdanie jednej z uczestniczek o Marze: to prawdziwy workoholic, nikt nie wie kiedy ona to wszystko robi i ile snu jej wystarcza. Jedno jest pewne, Mara osiagnęła swój cel. Zrezygnowała z pracy w kancelarii, znalazła pasję....I tego życzę nam wszystkim. Spełnienia marzeń :-)
Edyta




 Przepiękne dekoracje przygotowały Mara i Katja.




Food fotografia z lampami. Zastanawiam się tylko, dlaczego umieściłam ostrość nie na pierwszej bułce, tylko na drugiej? Hm...


Praca z rekwizytami uczestników. Tutaj klocki do terapii, ustawienie w rodzinie.




Rekwizyty ślubne u Katji.


 Eggenstein, Leopoldshafen.


 Stylowe podwórko.



Eggenstein- Leopoldshafen. Drzewo z herbami. Symbol połączenia obu gmin.

Pozdrawiam,
Edyta



11 kwi 2016

Ciasto Pleśniak

Ciasto Pleśniak. Edyta Guhl
Serdecznie zapraszam na tradycyjny pleśniak, który bardzo modny byl w czasach mojego dzieciństwa. Ciasto znane jest również pod nazwą zapleśniak, skubaniec, kruszeniec lub nawet kruche z owocami. Pleśniaka można upiec z dżemem, albo ze świeżymi owocami jak utarte jabłka, czy pokrojone w kawałki truskawki. Najlepiej jednak smakuje z kwaskowym dżemem własnej roboty najlepiej z czarnej porzeczki. Zabawną nazwę zawdzięcza pleśniak warstwie ubitych białek, która po upieczeniu skojarzyła się komuś z pleśnią :-) Serdecznie zapraszam!

Ciasto Pleśniak:

Składniki:

200 g masła
5 żółtek
3 szklanki mąki= 510 g
1 proszek do pieczenia
2 łyżki cukru
2 łyżki kakao
słoik dżemu np.z czarnej porzeczki

Piana:
5 białek
150 g cukru
szczypta soli

Przygotowanie:

1. Na początek rozbijamy jajka. Do ciasta potrzebujemy pięć żółtek, białka odstawiamy na bok, pozniej ubijemy z nich pianę. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, przesiewamy i dosypujemy 2 łyżki cukru. Robimy małe wglębienie. Masło kroimy w kawałki, dodajemy do mąki i wszystko siekamy nożem. A potem szybko zagniatamy rekami. Ciasto dzielimy na 3 części, dwie jasne a do trzeciej dodajemy kakao. Formujemy 3 kule, zawijamy w folię i dajemy do lódowki na przynajmniej pół godziny.

2. Piekarnik nagrzewamy na 180°C. Formę o średnicy 26 cm wykładamy papierem do pieczenia.
3. Jasne ciasto rozwałkujemy i wykładamy dno formy. Łyżką rozsmarowujemy dżem lub rozkładamy świeże owoce. Ciemne ciasto wyjmujemy z lodówki i ścieramy na grubej tarce. Białka z sola ubijamy na sztywną pianę, pod koniec dodajemy 150 g cukru. Ubitą pianę równomiernie rozkładamy na ciemnym cieście . Na koniec ucieramy jasne ciasto i posypujemy po pianie. Pieczemy w nagrzanym piekarniku 40- 50 minut. Smacznego :-)
Pleśniak, ciasto mojego dzieciństwa.

Smaczna kruszonka na pleśniaku. Edyta Guhl.

Pleśniak jest jak magdalenki Prousta...

Przepisy na ciasta z kruszonką. Edyta Guhl.

To juz ostatni kawałek...obiecuję :-)

h
Fotograf przy pracy. Edyta Guhl.


*Na specjalne życzenie jednego z wiernych czytelników zdjęcie przy fotografowaniu.
Pozdrawiam,
Edyta


18 mar 2016

Wesołych Świąt!


Wesołych Świąt. Edyta Guhl.
Z okazji zbliżającej się Wielkanocy nastapi około 2-tygodniowa przerwa na blogu. Wszystkim czytelnikom życzę dużo radości, spotkan z rodziną, zdrowia, siły i mądrości, a także głębokiej zadumy nad tajemnicą Zmartwychwstania.

Wesołych Świąt!


Wasza Edyta



Wesołego Alleluja. Edyta Guhl.

Dekoracje Wielkanocne. Edyta Guhl.

Smacznego Jajka. Edyta Guhl.


 Wielkanocne jajka. Edyta Guhl.

2 sty 2016

Placek ziemniaczany z piekarnika, czyli drzewiej w Eifel :-)

Placek ziemniaczany z piekarnika. Edyta Guhl.
Dzisiaj chciałbym Wam opowiedzieć o miejscowej kuchni z regionu, w którym mieszkam. Eifel to kraina geograficzna w Niemczech, a dokładniej w Nadrenii- Palatynacie i częściowo w Północnej Westfalii, a także we wschodniej Belgii i Luksemburgu. Klimat w Eifel jest jak jego mieszkańcy, raczej szorstki. Zimy długie i mroźne. Częste deszcze. Ziemia nieurodzajna, glina i skała. Do 1950 roku Eifelnazywana była pruską Syberią. Nie ma tutaj znaczących surowców i minerałów. Podczas gdy w innych regionach rozwijał się przemysł i handel, rosły miasta, a ludność się bogaciła, Eifel żyła z rolnictwa, które z powodów klimatycznych ( położenie 400-700 m. n. p. m) nie rozwijało się tak, aby zapewnić dobry byt. Jeszcze do niedawna ponad 70 procent mieszkańców stanowiła ludność rolnicza. Ciężka praca i bieda towarzyszyla im przez całe życie. Kuchnia Eifel jest kuchnią ludzi biednych. Główne skladniki pożywienia to ziemniaki, cebula, pasternak, gryka, kapusta. Mięso pojawiało się rzadko, ludzie żyli bardzo oszczędnie. Ogólnie wiadomo, że region miedzy Aachen, Bonn i Trier nigdy nie posiadał wiele, ale zaradne gospodynie potrafiły przyrządzić smaczne potrawy jak zupy ze szczawiem, czy kapustą tzw. Kappes, albo rozmaitego rodzaju musy. ,, Taeglich Brei und nix dabei“ - codziennie breja i nic do tego- tak bogaci Nadreńczycy określali kuchnię Eifel. Niezupełnie slusznie, ponieważ znana jest szynka z Eifel- Eifeler Schinken, smażony pstrąg- Forelle Müllerin, czy naleśniki z mąki gryczanej. Dzisiaj podam Wam przepis na typowe danie- Eifeler Doeppekooche, czyli placek ziemniaczany z pieca. Nazywany również Doeppekuchen, Dippelaabes, Kesselkooche, Kuehles, Doeppeskooche, Uhles, Flaennes, Floennes. Nazwa pochodzi od Doeppe( Topf), żeliwnego garnka w którym pieczono Koochen( Kuchen), dosłownie ciasto z masy kartoflanej z boczkiem i cebulą. W rzeczywistości ten upieczony na złoto placek z pikantymi plasterkami boczku jest daniem z resztek. Do masy ziemniaczano- cebulowej dodawano wszystko, co zostało z poprzedniego posiłku, jabłka, kapustę, różne warzywa. Upieczony placek jedzono z ciemnym chlebem z masłem i musem z jabłek. Słodka wersja tego dania jest z jabłkami, cynamonem i rodzynkami. Długo mogłabym Wam pisać o Eifel, ludowych obyczajach i tutejszej gwarze. Mimo rozwoju ekonomicznego i wielu zmian na lepsze, uważam że jest to taki zakątek trochę zapomniany przez Boga...Zakończmy jednak bardziej optymistycznie. Zapraszam Was na pyszny Doeppekuchen, u mnie w wersji wegetariańskiej.

Doeppekuche- placek ziemniaczany z piekarnika:


1 kg ziemniaków
2 jajka
2 cebula
( ewentualnie: 250 g boczku)
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
tłuszcz
około 2 łyżek płatków owsianych

Ziemniaki obrać i zetrzeć na tarce. Posypać solą i odstawić na chwilę. Nastepnie ziemniaki dobrze wycisnąć. Cebulę obrać i drobno pokroić. Wymieszać razem i przyprawić solą, pieprzem i gałką muszkatalową. Dodać jajka. Jeśli masa jest zbyt mokra, dosypać płatki owsiane. Możecie dodać pokrojony w kostkę boczek, albo jak rodowici Eifelanie plasterki jabłka lub gotowaną kapustę. Cieżki, żeliwny garnek wysmarować tłuszczem, można wyłożyć dno plastrami boczku i napełnić masą kartoflano- cebulową. Placek można zabarwić sokiem z buraków, dodać rodzynki lub suchy chleb( pokruszony i zagotowany w mleku). Jesli dodajecie inne warzywa, pamietajcie, że na wierzchu powinna być masa ziemniaczana. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 200 stopni i pieczemy Döppekuchen około 2 godzin, aż nabierze rumianej barwy. Smacznego!

P.s. Niejasne jest pochodzenie nazwy Eifel. Nie ma ona na pewno nic wspólnego z konstruktorem wieży Gustawem Eiffel, chociaż miejscowa anegdota głosi, że kraina leży tak wysoko, że widać z niej nawet wieżę Eiffla. Stąd nazwa ;-)