Cookies

7 paź 2017

Francuska tarta z żółtą cukinią w plasterkach

Francuska tarta z żółtą cukinią w plasterkach.
Durbuy- najmniejsze miasteczko w Belgii

Przepis na francuską tartę z żółtą cukinią w plasterkach z pewnością się Wam spodoba. Kruche ciasto pachnące masełkiem, chrupiące plasterki cukini, a wszystko zalane sosem śmietanowo-jajecznym i pięknie zapieczone w piekarniku. Przepis pochodzi z kuchni francuskiej, więc dodatkowo zapraszam na wycieczkę. Nie do Francji, ale do pobliskiej Walonii. Dla nowych czytelników parę osobistych faktów. Oczywiście na blogu najważniejsze są dobre przepisy, zdjęcia i smaczne jedzenie. Chcę jednak wytłumaczyć, dlaczego ciagle piszę o Niemczech, albo o Eifel. I co to jest ta Eifel.
Z wykształcenia jestem germanistką i los rzucił mnie do Eifel już w trakcie studiów, a później kazał wrócić tutaj na dłużej. A gdzie leży kraina geograficzna Eifel? Przy zachodniej granicy Niemiec, a dokładnie na terenie trzech państw: Niemiec, Belgii i Luksemburga. Wiecie, to trochę tak jak Karkonosze, nasze i czeskie. Większe miasto w Eifel to Trier ( czytaj Tri:r po niemiecku, bez samogloski e), lub Trewier po Polsku. Jeśli nie słyszałeś o Triewierze, to może mówi ci coś miasto Bitburg, albo Bitburger Bier, czyli piwo z Bitburga. To właśnie o tych regionach mówimy.
Eifel nazywana jest Syberią Pruską, bo przez wiele lat panowała tutaj dotkliwa bieda i głód, ludzie żyli z rolnictwa, a nieurodzajna ziemia, nieciekawy klimat, opady, niska temperatura prowadziły do słabych plonów. Jałospis był bardzo prosty: karofle, kapusta, jabłka i jagody. Mięso jadano rzadko i raczej jako dodatek. Nie było tu żadnych bogactw mineralnych ani znaczącego przemysłu i ludzie uciekali stąd do innych części Niemiec. Jeśli chcecie poczytać o Eifel po niemiecku, zapraszam na mojego drugiego bloga http://mein-dolcevita.de
Do dzisiaj w Eifel bardzo ważne są obyczaje ludowe, a także gwara, którą mówią nawet młodzi ludzie. I nawet jeśli wydaje się nam, że znamy j.niemiecki, można zwatpić w to, słysząc Platt, czyli dialekt, który różni się od wioski do wioski. Ciekawostka, rozumiejąc Platt nie zginiecie w Luksemburgu, bo luksemburski brzmi podobnie jak Platt w Eifel.
A jak już się na patrzycie na traktory, krówki, wiatraki i zapragniecie rozrywek, zapraszam na wycieczkę do pobliskiej Begii. Opuszczamy Eifel i jedziemy dalej, do Walonii, w Ardeny.

Durbuy to najmniejsze miasteczko w Belgii, a nawet na świecie. La plus petite ville du monde. Durbuy rzeczywiście jest malutkie. Jedna główna ulica, rynek i parę kretych uliczek brukowanych kocimi łbami. Jest jednak tak piękne, że można spotkać tutaj turystów z całego świata. Większość z nich to francuskojęzyczni emerytyci, którzy bez pośpiechu spacerują po wąskich uliczkach. Nie sposób jest się tutaj zgubić, mimo to ciągle ktoś pyta nas o drogę. Gdy odpowiadam po niemiecku, widzę lekkie zmieszanie na twarzach, więc szybko dodaję: Je suis polonais. I twarze rozjaśniają się i zadają kolejne pytania. Kiedy przyjechaliście, jak długo zostajecie, czy pogoda bedzie dobra. Rozstajemy się prawie zaprzyjaźnieni. Ofensywa ardeńska to bolesny rozdział historii o którym trudno zapomnieć.


Po miasteczku chodzę z głowa zadartą do góry podziwiając typowe domy kryte łupkiem i porośnięte bluszczem. Wreszcie potykam się na kocich łbach i zastanawiam dlaczego brukowane uliczki są takie brzuchate. Mój przewodnik po Walonii tłumaczy, że pochodzą z czasów, kiedy bogate damy w długich sukniach chadzały środkiem, żeby się nie pobrudzić, a rynsztoki biegły trochę niżej, po obu brzegach. Oczami wyobraźni widzę wyfiokowane damy i prawie słyszę gwar głosów. Świat z Pachnidła P. Süßkinda( Das Parfüm), choć to nie Paryż.


Na miasteczkiem króluje skała ,, Roche à la Falize" i przyciąga wszystkie spojrzenie. Jej szpiczasty kształt przypomina mi ołtarz w kościele. Kamienny ołtarz natury. Zamieram w zachwycie i kontempluję. Dla tego pieknego widoku warto jest odwiedzić Durbuy.
Nagle na szczycie skały coś się porusza. To łakomy kormoran czai się z góry na tłuste karasie w stawie. Oj zjadłoby się taką złotą rybkę, prawda? Do samego zmroku kręcą się tutaj turyści. ,, Nie da rady prawda? - szepczę do niego. Nie da rady, wiem. “
Rozbawieni idziemy dalej. Durbuy jest jak miasteczko z książki z obrazkami. Tyle jest tutaj atrakcji, które mamy na liście do zobaczenia.

Książęcy zamek rodu Ursel.

Przepiękny zamek z wieżyczkami, który znajduje się w prywatnym posiadaniu, kościoł, browar, fabryka marmolady, spichlerz oraz park ,, Jardin Topiaire". Park mieści się na 10.000 m² i posiada 250 figur wyciętych z bukszpana, dzieło życia Alberta Navez. Serce, kaczki, łabędzie, Pamela Anderson, skaczące konie z jockeyami na grzbiecie, żółw, wiewiórki, paw, filiżanki, konewki, niedźwiedź, syrenka, kot przestraszony przez zgraję psów, Manneken Pis( Siusiający chłopiec znany z Brukseli) i 4 metrowy słoń- to tylko niektóre z figur, które zachwycają odwiedzających. Do parku kupujemy bilety wstepu i może się zdarzyć, że będzie zamknięty. Podaję godziny otwarcia:
od 9 lutego do 15 marca: codziennie od 10 rano do 17ej
od 16 marca do 27 października: codziennie od 10 rano do 18ej
od 28 października do 30 listopada: codziennie od 10 rano do 17ej
od 1 grudnia do 5 stycznia: w weekendy i ferie szkolne od 10 rano do 16ej.
 Najlepiej jest jednak upewnić się przed wycieczką, czy godziny są aktualne, tutaj.

Do atrakcji turystycznych należy jeszcze labirynt w kukurydzy w pobliskim Barvaux, spływ kajakiem lub kanu po rzece Ourthe.
Powoli robię się głodna i już wiem, że na wszystko nie starczy dzisiaj czasu. Bardzo chcę spróbować poleconej nam tarty  z Durbuy, niestety nie znajduję jej na karcie, lub może pomyliliśmy restaurację, jest ich tutaj tak dużo. Dla smakoszy polecam małe ręcznie robione pralinki, grube, chrupiące belgijskie frytki, gofry, smaczne sery, świeży cidre z regionalnych jabłek, miejscowe konfitury, pasztety, ardeńską szynkę lub dziczyznę. Jeśli lubicie piwo, jest tutaj około 1000 gatunków do spróbowania: z małych prywatnych warzelni lub najbardziej znanych klasztorów w Belgii: Orval, Rochefort lub Chimay.


Wypijamy jeszcze mocne espresso i powoli trzeba się zbierać. A jeśli zgłodniałeś na spacerze po Durbuy, zapraszam na francuską tartę z żółtą cukinią w plasterkach. Oczywiście, możesz wziąć też zieloną, ważne jest żeby była młoda, chrupiąca i nie za duża, wtedy plasterki są ładniejsze. Ciekawostka: w Eifel jada się tylko młode cukinie, takie jakie znamy w Polsce są przerośnięte i już niejadalne. Dzisiejszy przepis dość prosty i bardzo smaczny. Zapraszam.



Francuska tarta z żółtą cukinią w plasterkach:

Składniki:

Kruche ciasto:


250 g mąki
125 g masła
1 jajko
szczypta soli
3 łyżki bardzo zimnej wody( najlepiej wstawić szklankę na chwilkę do zamrażarki)

Nadzienie:

2 młode cukinie, żółte
200 ml słodkiej śmietany
3 jajka
pieprz, sól, gałka muszkatołowa
* trochę utartego żółtego sera w/g upodobania
olej do smażenia

Wykonanie:
1. Mąkę, masło, jajko, sól i zimna wodę szybko zagnieść na kruche ciasto i wstawić do lodówki na dobrą godzinę( lub dłużej).
2. Cukinie umyć i pociąć w cienkie plasterki. Krótko podsmażyć na patelni z odrobiną oleju, zdjąć z ognia i odstawić do ostygnięcia.
3. Ciasto wyjąć z lodówki, rozwałkować na prostokąt. Foremkę do pieczenia wyłożyć papierem, a piekarnik nagrzać do temperatury 180 stopni. Ciasto przełożyć na foremkę i uformować brzeżek.
4. Plasterki cukinii ułożyć na kształt dachówki na cieście.
5. Jajka, śmietanę, sól, pieprz i gałkę muszkatałową wymieszać w wysokim kubku, ja zawsze biorę do tego kubek z miarka, ma dziubek i poźniej fajnie się z niego wylewa.
Masę polać po cukinii, jeśli chcecie można całość posypać tartym serem.
6. Tartę zapiec w piekarniku w temperaturze 180 stopni około 45 minut, aż masa jajeczna się zetnie, a kruche ciasto, zarumieni. Bon Appétit!

Zapraszam na spacer po Durbuy :-)
Edyta





Smaczna tarta na kruchym spodzie.

Wąskie uliczki w Durbuy, Belgia. Edyta Guhl











,, Jardin Topiaire"








Niebieskie okno w Durbuy. 







Durbuy- drewniane drzwi.

12 wrz 2017

Ciasto z makiem i marcepanem



Pyszne, jesienne ciasto z makiem i marcepanem jadłam u koleżanki i od pierwszego kęsa wiedziałam, że muszę je upiec. Lekko wilgotne, ciężkie od marcepanu i soczystej gruszki. Bardzo słodkie, aż musiałam poprosić o drugą filiżankę herbaty, ale jakie smaczne. Możecie zrezygnować z owoców, zmniejszyć trochę ilość cukru, upiec w podłużnej, głębokiej foremce lub zwykłej, okragłej. Jeśli bardzo lubicie marcepan, można obłożyć ciasto masą marcepanową lub zrobić z niej dekoracyjne kwiatki lub jesienne owoce.
Ciasta niestety już nie ma, ale ciągle jeszcze pamiętam jego smak. Przekonajcie się sami.



Ciasto z makiem i marcepanem:


Składniki:

150 g masła lub margaryny
150 g cukru( proponuję wziąć 100 g )
4 żółtka
180 g kwaśnej śmietany
0, 5 łyżki alkoholu np. likieru wiśniowego* niekoniecznie
200 g marcepanu( surowego: Marzipanblock)
4 białka
szczypta soli
150 g mąki
100 g maku suchego
1 gruszka* niekoniecznie
masło do posmarowania formy

Przygotowanie:

1. Formę smarujemy masłem. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni.
2. Masło ucieramy na puch w misce. Dodajemy cukier i żółtka i tak długo ucieramy, aż masa zrobi się jasna. Dodajemy kwaśną śmietanę i alkohol( jeśli ciasto mają jeść dzieci, rezygnujemy z alkoholu).
3. Marcepan ucieramy na grubej tarce i dodajemy do masy. Białka ubijamy na puch i ostrożnie mieszamy z masą.
4. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i przesiewamy na masę. Dodajemy suchy mak i gruszkę pokrojoną w kostkęwszystko mieszamy.
5. Masę przekładamy do formy i pieczemy 50 minut w temperaturze 180 stopni.
Po upieczeniu dekorujemy według uznania. Smacznego :-)

Edyta





Domowe ciasto z makiem i marcepanem
Jesienne dekoracje :-)

8 wrz 2017

Ciasto drożdżowe z dynią


Ciasto drożdżowe smakuje wszystkim w naszej rodzinie. I chyba nie ma nikogo wśród znajomych, kto odmówiłby kawałka pysznej, domowej drożdżówki. Bardzo lubię bułeczki z ziemniakami, makowiec na drożdżowym cieście, czy małe drożdżowe ludziki na dzień Sw. Marcina. Zapach pieczonej drożdżówki rozchodzi się po całym mieszkaniu i wprowadza przytulny, domowy nastroj. Szczególnie teraz, gdy na dworze zrobiło się zimno i jesiennie, warto upiec coś dobrego na poprawę humoru. I chociaż moje myśli krążą gdzieś daleko, postaram się skoncentrować, żeby napisać ten post. Nie będę poruszać trudnych tematów, jak mówi moja koleżanka blogerka, jak o jedzeniu, to tylko pozytywnie.


Dzisiejsza drożdżówka jest w wersji jesiennej. Ponieważ o tej porze roku w mojej kuchni króluje dynia hokkaido, dodałam ją też do surowego ciasta. I żeby jeszcze zrobiło się piękniej, upiekłam je w kształcie dyni. Nie potrzeba do tego drogiej, specjalnej formy. Upiekłam ją w szklanym naczyniu żaroodpornym, jak to zrobić opisałam dokładniej w przepisie poniżej. Ponieważ zostało jeszcze ciasto upiekłam małe drożdżowe dynie. Do ich zrobienia wystarczy kawałek sznurka. Na blogu Diany z Austrii do której często zaglądam, znajdziecie mały filmik instruktażowy. Link podam niżej w przepisie. I została jeszcze 3 propozycja na drożdżowe z dynią- bułeczki do odrywania. Tego typu bułki można upiec na okrągłej foremce, układając je w kształcie słońca, jedną obok drugiej. Dzisiaj upiekłam je na blaszce prostokątnej. Bardzo fajnie sprawdzają się na imprezach, grillach, party. Szczególnie dzieci lubią takie odrywane bułeczki.
Bułki z dynią hokkaido są niesamowicie intensywne w kolorze. Nie dodawałam do nich kurkumy, chociaż tak podają niektóre przepisy. Mocny pomarańczowy kolor jest zupełnie naturalny.

I jeszcze dodatkowa informacja dotycząca ilości mąki. W cieście drożdżowym jest mi trudno ściśle trzymać się dokładnej miary. Czasami püree z dyni jest rzadsze lub dodam więcej mleka i wtedy trzeba dosypać trochę więcej mąki. Moja mama robi drożdżowe według jej sprawdzonego przepisu( na oko) i daje na 500 g mąki około 350 g püree z dyni. Wychodzi idealnie.
Z drożdżowym ciastem bywa różnie, albo się je kocha, albo nienawidzi. Nie taki diabeł straszny, pamiętajmy, żeby dobrze wyrobić ciasto, unikać zimnego i przeciągów, a wszystko się uda.
Zapraszam na drożdżowe dynie.




Ciasto drożdżowe z dynią
Ciasto podstawowe :

Składniki:
1 dynia hokkaido
2 łyżki oleju
1 szklanka letniego mleka
42 g drożdży
120 g cukru
900 g maki pszennej
2 jaja
1 szczypta soli
140 g miękkiego masla
* można dodac cukru waniliowego

1. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Foremkę do pieczenia wykładamy papierem.
2. Dynię porządnie umyć, ponieważ pokroimy ją razem ze skórką. Ziarenka wyrzucamy( lub zostawiamy na nasionka), a dynie kroimy na paski. Wiadomo, im mniejsze paski, tym szybciej się upieką. Kładziemy na blaszkę, polewamy olejem i pieczemy do miękkości. 20- 30 minut. Po upieczeniu odstawiamy na chwilę do ostygnięcia, a następnie miksujemy na püree.
3. Letnie mleko wlewamy do miski, dodajemy rozkruszone drożdże i cukier, mieszamy i lekko posypujemy mąką. Nakrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce, aż drożdże ruszą, na około 15 minut.
4. Nastepnie dodajemy pozostałe składniki: miękkie masło, püree z dynii, sól, jajka, mąkę i wszystko mieszamy. Zarabiamy ciasto i wyrabiamy tak długo, aż zaczną tworzyć się pęcherzyki powietrza, a ciasto zacznie odchodzić od miski.
5. Nakrywamy ściereczką i ostawiamy do wyrośnięcia, aż ciasto podwoi swoją objętość( nie krzyczeć, nie trzaskać drzwiami, nie robić przeciągu).
6. Gotowe ciasto zagnieść na stolnicy posypanej mąką i wreszcie możemy zacząć robić dyniowe wypieki.




1. Ciasto DYNIA w formie żaroodpornej:
( lub jeśli macie sprawdzona miskę do pieczenia)
dodatkowo:
tłuszcz do posmarowania formy
laskę cynamonu na ogonek

Z ciasta podstawowego odcinamy kawałek. Rozwałkowujemy na stolnicy i formujemy 6 okrągłych bułeczek. Formę żaroodporną smarujemy tłuszczem. Bułeczki układamy w formie jedna obok drugiej na kształt dyni. Ponieważ moje były trochę małe, musiałam dodać jeszcze jedną. Nakrywamy i zostawiamy do wyrośnięcia. W środek dyni wsadzić laskę cynamonu. Upiec w temperaturze 200 stopni przez około 40 minut. Jeśli ciasto zbyt szybko się zarumieni, nakryć folią aluminiową.





2. Bułeczki w kształcie dyni:
dodatkowo:
kawałek sznurka
ziarenka dyni na ogonki( ewentualnie ogonki z jabłek, gruszek, kawałek orzecha włoskiego, rodzynki)

Kawałek drożdżowego ciasta podzielić na równe kawałki i uformować okragłe bułeczki. Sznurek pociąć na kawałki i obtoczyć w mące. Każdą bułeczkę kilkakrotnie związać sznurkiem, żeby wyglądała jak dynia. Możecie zobaczyć na blogu Diany filmik, jak wiązać drożdżowe dynie. W środek każdej dyni włożyć ogonek( Można zrobić to też po upieczeniu). Piec w temperaturze 200 stopni około 20 minut na złoto. Po upieczeniu chwilkę ostudzić, a nastepnie ostrożnie nożyczkami usunąć sznurek.




3. Bułeczki do odrywania:
ziarenka dyni
Gdy zostanie nam ciasto, najlepiej upiec blachę bułeczek do odrywania. Ciasto kroimy na kawałki o równej wielkości. Formujemy okrągłe bułeczki i układamy na blaszce obok siebie. Na okragłej blaszce na kształt słońca. Posypujemy ziarenkami dyni i zostawiamy do podrośnięcia. Pieczemy w gorącym piekarniku w temperaturze 200 stopni przez około 20 minut( na złoto)*
* czas pieczenia zależy od piekarnika.










Smacznego i udanych wypieków z dynią :-)
Edyta

28 sie 2017

Ogórki w ketczupie


Sezon na przetwory w pełni, a na blogu dolcevita-in-my-kitchen jest tylko jeden jedyny przepis na chutney z zielonych pomidorów i to sprzed dwóch lat. Ponieważ lato jest dość dziwne w tym roku, powoli wiadomo jak to będzie z pomidorami i gdyby się okazało, że już nie zdążą dojrzeć, polecam wam tam przepis z całego serca. Jem właśnie kanapkę z białym serkiem i na to chutney z zielonych pomidorów, z ostatniego słoiczka i zachwycam się tym idealnym zestawieniem. Pikantne, słodkawe pomidory i delikatny, śmietankowy serek( philadelfia), pycha. Jeżeli musiałabym wybrać najlepszy przepis na blogu, to ten znalazłby się w pierwszej piątce. Co ja mówię piątce, w pierwszej trójce. Tak więc pomysł na wykorzystanie zielonych pomidorów już mamy, gdybyście mieli jeszcze klęskę urodzaju na ogórki, to dzisiejszy przepis jest jak znalazł. Dostałam go od mamy, ona od sąsiadki, a sąsiadka okazuje się, że z internetu: TUTAJ.  Być może, że przepis już znacie, ale pozwolę sobie go przypomnieć. Tymi ogóreczkami wszyscy bardzo się zachwycają.



Ogórki w ketczupie:

Składniki:
2 kilo ogórków
1 duża cebula
łyżka soli

Zaprawa:
0, 5 szklanki octu
1 pikantny ketczup( 750 g)
1 przecier pomidorowy ( mały słoiczek)
0, 5 szklanki oleju
1 łyżeczka gorczycy
kilka ząbków czosnku
1 szklanka cukru

Przygotowanie:
1. Ogórki myjemy, obieramy i kroimy w słupki( na cztery części). Cebulę obieramy i kroimy w piórka. Mieszamy razem, dodajemy łyżkę soli i odstawiamy na bok na około 2 godziny. Następnie zlewamy powstały sok.
2. Składniki na zaprawę mieszamy razem. Dodajemy do ogórków i odstawiamy na 30 minut.
Następnie wkładamy do słoików i pasteryzujemy 15 minut. Smacznego!
Edyta




przepis-na-ogorki-w-ketczupie

A po przetworach zapraszam na spacer po lesie:
h




Takiego jelenia,, ustrzelilam" w finskim lesie :)