Witajcie,
jestem
padnięta, ponieważ wróciłam z workshopu fotograficznego u Katji z Fräulein K. sagt ja i Mary z Life is Full of Goodies, a jazda samochodem w taki upał jest naprawdę męcząca.
Wyjazd zaplanowałam perfekcyjnie. Jazda pociagiem do Kolonii, dwie
godziny, przesiadka, chwila na kubek kawy i już podjeżdża pociąg
do Karlsruhe i całe trzy godziny można czytać, wyglądać przez
okno i relaksować się. W dodatku bilet w ofercie kosztuje tylko 29
euro.
Po ciągłych jazdach do Polski i różnych przygodach z autem,
taka podróż pociągiem wydaje mi się prawdziwym luksusem. Nie
trzeba stać w korkach, uważać na zjazdy, martwić się o parking,
a przede wszystkim w pociągu zawsze można z kimś pogadać.
Niestety zaczęło się od tego, że nie dostałam urlopu na piątek,
bo wszyscy akurat mają wolne i musiałam pracować do 12ej. W takiej
sytuacji przepadła okazja kupna taniego biletu i najszybszą opcją
okazał się samochód.
Piątkowe popołudnie na autostradzie jest
prawdziwym koszmarem, duży ruch, korki i upał. Na początku jeszcze
zachwycałam się potężnymi, sosnowymi lasami, potem winnicami, aż
zaczęły się dziwne, stożkowate góry poprzecinane tunelami. Przy
czwartym tunelu pod rząd chciało mi się krzyczeć. Nie wiedziałam,
że na odcinku Pirmasens- Karlsruhe jest tyle tego typu atrakcji.
Przekroczenie Renu i wjazd do miasta okazał się dla mnie- prowincjonalnego kierowcy z Eifel sporym wyzwaniem. Światła,
zjazdy, korki i objazdy. Jakimś cudem dotarłam do hotelu, a
właściwie hoteliku. Ciekawa jest architektura w tym regionie. Stare
jednorodzinne domki z dużymi drewnianymi bramami, za którymi kryje
się podwórko.
Na poddaszu jednego z takich domków byl mój pokój
z łazienką. Malutki, ale szczęście bardzo nowocześnie urządzony.
I przy okazji wyjaśniło się co znaczy zdanie z opisu hotelu:
parking przy domu. Parken am Haus.To nie znaczy, że hotel posiada
miejsca parkingowe. Nie, nie. Nie posiada. Natomiast można parkować
na ulicach przylegających do domu. Ot taka ciekawostka. Z walizką,
plecakiem fotograficznym, statywem, koszykiem, torebką i ciuchami na
wieszakach dotarłam na drugie piętro bez windy. Wieczór zakończyłam
tabletką na migrenę, poszłam jeszcze na piechotę, żeby zobaczyć
gdzie jest studio na jutrzejszy workshop, bo nie lubię się
spóźniać, pstryknęłam kilka domków w okolicy i już nie miałam
siły na nic więcej. W małym parku młoda matka skarżyła się
koleżance, że dziecko nie mówi na nią mama, tylko Bożena.
Swojskie akcenty :-)
I
tyle na temat wieczornych rozrywek w dużym mieście.
Workshop
fotograficzny w Karlsruhe.
Cupcakes w dwóch różnych wydaniach. Wyglądały niepozornie, ale po spróbowaniu...Niebo w gębie, jak mówi moja pewna znajoma. Mara obiecała, że już wkrótce pojawią się na blogu. Moje dłonie długo jeszcze pachniały ..wanilią? Światło dzienne.
Podciągamy krzywe tak, aby spodobał się nam kolor zdjęcia.
Następnego ranka udałam się na workshop u Katji i Mary. Przepiękne studio, marzenie każdego fotografa, zachwycające dekoracje, a także cała masa gadżetów ślubnych, ponieważ Katja fotografuje na weselach, prowadzi także shop online i jeśli planujecie w przyszłości ślub, możecie zaopatrzyć się u niej w potrzebne dekoracje. Mara, która jest adwokatem i pisze food blog okazała się nieziemsko piękna. Zadziwiające jak osoba wypiekająca takie cuda, potrafi zachować nienaganna sylwetkę. Mara w grudniu 2015 roku wyszła za mąż i przepiekną relację ze ślubu w stylu lat 20 znajdziecie na jej blogu. Na temat charyzmatycznej Mary, bo inaczej nie można jej nazwać, mogłabym napisać cały post, ale najlepiej sami zajrzyjcie na jej stronę, gdzie znajdziecie mnóstwo przepysznych przepisów, relacje z podróży, a także piękne zdjęcia.
W miłej atmosferze, przy smacznej kawie, sałatkach i najsmaczniejszych cupcakes jakiekolwiek w życiu jadłam: jabłkowo-cynamonowych skoncentrowaliśmy się najpierw na teorii, a nastepnie na kilku stanowiskach ćwiczyliśmy przy świetle dziennym, a także przy lampach. Dokładne opisy umieszczę pod zdjęciami.
Spotkanie w Karlsruhe bylo przyjemną wymianą z innymi bloggerami, trzy osoby przyjechały ze Szwajcarii, poznałam przemiłą Bettinę, która studiowała dziennikarstwo i komunikację, jej praca polega na fotografowaniu osób rzadowych, oraz oficjalnych wizyt.
Rozmawialiśmy nie tylko o fotografii, a także o plusach i minusach pracy na własny rachunek, o przyszłości bloggerów, o planowaniu ślubów. Bardzo zdopingowała mnie wypowiedź koleżanki z dziedziny beauty, która pisze dwa posty dziennie, aby pozostać na bieżąco. Nie będę Wam opowiadać jak wymęczona czułam się po powrocie z Karlsruhe, natomiast na stronie Mary pojawił się ...nowy wpis. Oczywiście, nie z workshopu, to byłoby fizycznie niemożliwe, bo sama obróbka zdjęć trwa dobra chwilę, a jeszcze dochodzi tekst.
Mara i Katja obrabiają zdjecia w lightroom i nie używają photoshopu. Jest to dobre rozwiązanie, jeśli nie macie dużo retuszu, a chcecie jedynie troche podkręcić zdjęcie, przyciemnić lub rozjaśnić. Dużym plusem lightroomu jest równoczesna obróbka większej ilości zdjęć. Katja humorystycznie porównała obrabianie zdjęcia w ligtroomie do człowieczka z plecakiem. Wszystkie zmiany które robimy, pakujemy do plecaka, na końcu ściskamy mocno w całość. W photoshopie wszystkie zmiany zapisujemy pod nową nazwą. W zależności do jakich celów potrzebujemy naszych zdjęć, możemy świadomie zrezygnować z photoshopu i być może tak kiedyś zrobię. Ciekawa jestem Waszego zdania, lightroom, czy photoshop?
Około godziny 17 przy lampce prosecco zakończyliśmy nasz pracowity dzień i najnormalniej w świecie spędziłabym dzisiejszy dzień na kanapie, gdyby nie utkwiło mi w głowie zdanie jednej z uczestniczek o Marze: to prawdziwy workoholic, nikt nie wie kiedy ona to wszystko robi i ile snu jej wystarcza. Jedno jest pewne, Mara osiagnęła swój cel. Zrezygnowała z pracy w kancelarii, znalazła pasję....I tego życzę nam wszystkim. Spełnienia marzeń :-)
Edyta
Przepiękne dekoracje przygotowały Mara i Katja.
Food fotografia z lampami. Zastanawiam się tylko, dlaczego umieściłam ostrość nie na pierwszej bułce, tylko na drugiej? Hm...
Praca z rekwizytami uczestników. Tutaj klocki do terapii, ustawienie w rodzinie.
Rekwizyty
ślubne u Katji.
Stylowe podwórko.
Eggenstein-
Leopoldshafen. Drzewo z herbami. Symbol połączenia obu gmin.
Pozdrawiam,
Edyta